„Sprzedam lokal”, „Wynajmę lokal” – liczba tego typu ogłoszeń w Puławach w ostatnim czasie wyraźnie wzrosła.
Wystarczy przejść się ulicą Piłsudskiego. Zresztą w innych miejscach jest podobnie.
Czyżby – wbrew zapewnieniom niektórych ekonomistów – kryzys nas nie opuszczał? A może po prostu w mieście powstało zbyt dużo wolnej powierzchni biurowej oraz handlowej i jej podaż znacznie przewyższa popyt? Z tymi wątpliwościami zwróciliśmy się do Waldemara Capały, prezesa Puławskiej Izby Gospodarczej:
– Problem jest złożony. Przede wszystkim markety i dyskonty spowodowały upadek małych sklepów rodzinnych, które zwyczajnie nie wytrzymały konkurencji. Zamykane są nawet te, które działały ponad trzydzieści lat. Ponadto w tej chwili nie ma w Puławach żadnej hurtowni z artykułami spożywczymi. To oczywiście nie przypadek. Zjawiska kryzysowe w gospodarce widoczne są także w działalności usługowej. Na przykład znalezienie obecnie w naszym mieście czynnego zakładu szewskiego jest nie lada wyczynem. Z kolei rynek powierzchni biurowych jest dość ociężały. Można je wynająć zarówno w dawnych budynkach, jak i nowopowstałych – chociażby przy ulicy Fieldorfa „Nila”. Ja, w swojej firmie, płacę już od kilku lat 11 złotych za metr kwadratowy, ale w niektórych miejscach stawki spadły podobno nawet do 9 zł. Z jednej strony oznacza to zastój, a z drugiej może stanowić zachętę dla potencjalnych przedsiębiorców. Wstrzymajmy się z oceną przynajmniej do połowy 2014 roku.
JM
Dodaj komentarz