Miłość jest ważna, ale lojalność zależy w dużej mierze od nas, od naszej determinacji.
Najtrudniej być lojalnym właśnie wobec samego siebie.
Lubię dotykać życia – rozmowa z Ewą Wójcik, Wiceprezydent Puław
Nasz nRegion: Woli Pani kawę czy herbatę?
Ewa Wójcik: Teraz zdecydowanie wolę kawę. Wypijam jej dużo. Wiem, że woda jest na pewno zdrowsza dla organizmu, ale tak naprawdę kawa jest moim ulubionym napojem. Pierwszą kawę wypijam rano w urzędzie, kiedy siadamy i rozmawiamy o tym, co w danym dniu jest najważniejsze. Ale mogę wypić kawę o 2100, kładę się spać i śpię po kawie. Mój organizm już na tyle oswoił się z kawą, że nie wywołuje ona niekorzystnych skutków.
Od jak dawna jest Pani związana z Puławami?
To jest i skomplikowane i zarazem proste. Urodziłam się w Puławach, ale nie jestem rodowitą puławianką. Najpierw, jako maleńkie dziecko mieszkałam z rodzicami w Warszawie. Potem, po śmierci mojej babci, tata postanowił wrócić na wieś i od tamtej pory wychowywałam się w Bartłomiejowicach, położonych w dolinie Bystrej, w Gminie Wąwolnica. Większość dzieciństwa, młodzieńcze lata są związane właśnie z tą wsią. Jest to dla mnie, i chyba na zawsze pozostanie, najpiękniejsze miejsce na ziemi. Ale teraz Puławy są moim domem, bo nigdy daleko stąd nie odskoczyłam, poza epizodem studiów w Lublinie. Puławy także są dla mnie ważne i myślę, że chciałabym tu zostać na zawsze. Ważne nie tylko dlatego, że pracuję w Urzędzie, tu urodziły się moje dzieci, tutaj mam przyjaciół, tu także mam możliwość robienia wszystkiego, na co mam ochotę. Moim zdaniem jest to miasto dobre do życia.
Czy ma Pani jakieś ulubione miejsce w Puławach?
Ciągle się łapię na tym, że każdego dnia na nowo odkrywam Puławy. Znam wszystkie ulice, ciągi, którymi się poruszamy, ale na co dzień poznaję nowe miejsca. Niedawno zakochałam się na nowo w naszym puławskim parku. Uważam, że jest to czarowne, piękne miejsce. Myślę, że warto mieć go na uwadze w takim kontekście, aby nie tracąc swej tajemniczości, park odzyskał blask. Ciągle poznaję nowe osiedla w otoczeniu lasów. Często chodzę nowymi ulicami – Kopernika, Sosnową. Bardzo dobrze poznałam nasze lasy komunalne. Mam psa, który potrzebuje dużo ruchu i zmusza mnie do pieszych wycieczek po mieście. W ten sposób odkrywam np. domy, których wcześniej nigdy nie zauważyłam. Bardzo kocham pobrzeże Wisły. To miejsce, gdzie można usiąść i odpocząć.
Wspomniała Pani o psie? Czy to oznacza, że lubi Pani zwierzęta?
Zwierzęta mnie wzruszają. Od najmłodszych lat otaczały mnie różnorakie zwierzęta. Wychowywałam się na wsi, więc w gospodarstwie była krowa, świnia, kury i owce. W domu były psy i koty. Zawsze broniłam się w mieście przed psem. 6 lat temu w nocy usłyszałam popiskiwanie psa oraz to, jak moi chłopcy mówili: widzisz teraz mama będzie niezadowolona. Rzeczywiście, powiedziałam, że jutro mają poszukać właściciela, jeśli się nie znajdzie, to pies pójdzie do schroniska. Nikt się nie znalazł, a pies został. Jest największym przyjacielem domu, chyba najbardziej rozpieszczonym członkiem rodziny. Co roku jedzie z nami nad morze, uwielbia się kąpać. To mój najlepszy rehabilitant. Mam problemy z kręgosłupem, a konieczność wyjścia z nim traktuję jako resetowanie po całym dniu, które lubię. W domu we Włostowicach mam jeszcze kotkę, która w zamian za opiekę odwdzięcza się wielką przyjaźnią.
Czy spacery z psem to jedyny sposób na odstresowanie?
Uwielbiam czytać. Czytanie to moja druga wielka pasja. Potrzebuję przeczytać książkę, dwie miesięcznie. Niestety pesel, czyli konieczność nakładania okularów, utrudnia mi realizację mojej pasji. Poza tym bardzo lubię rośliny. Zawsze mam w domu kwiaty. Uwielbiam kwiaty balkonowe, ogrodowe. Nie mam na to zbyt wiele czasu, ale strasznie to lubię i cieszy mnie sama działalność przy nich. To takie hobby, gdzieś na marginesie. Nie wyobrażam sobie balkonu bez kwiatów, ogródka, w którym nie ma roślin kwitnących.
Zapewne obowiązki zawodowe i te w domu sprawiają, że czasu wolnego, który mogłaby Pani przeznaczyć tylko dla siebie, ma Pani bardzo mało. Ale jeśli uda się Pani wygospodarować taki czas, to jak lubi go Pani spędzać?
(Śmiech) Musiałabym się zastanowić czy czas spędzony z psem jest moim czasem. Zastanawiam się czy ja jeszcze potrafię zająć się sama sobą. Myślę, że czas z książką jest takim czasem poświęconym sobie. Nawet najlepszy film odstawię, kiedy mam dobrą książkę. Ona mnie wsysa, pochłania i nawet nie słyszę, kiedy ktoś coś do mnie mówi.
Wspomniała Pani, że książka w Pani przypadku wygrywa nawet z najlepszym filmem. Ale może jest jakiś film, który szczególnie przypadł Pani do gustu?
Uwielbiam Anię z Zielonego Wzgórza. To moja ukochana bohaterka. Ania książkowa – jako jedna z niewielu – zgadza mi się z Anią ekranową i tą moją, jaką ja sobie wyobrażałam. Ciągle mnie wzrusza i zachwyca gra twarzy, mimika, świat dziewczyński, którego ja już nie dostrzegam w dzisiejszych dziewczynach. Brakuje mi czegoś takiego pomiędzy fajną arogancją a nieśmiałością, młodzieńczością. Dzisiaj wszystko jest dla mnie zbyt bezpośrednie – kawa na ławę. A te wszystkie tajemnice, zaczarowania, emocje…
Czy lubi Pani słuchać muzyki? Ma Pani ulubionego wykonawcę?
Uwielbiam słuchać muzyki. W szkole śpiewałam, tańczyłam. Uwielbiam tańczyć, w tańcu świetnie się czuję. Zawsze tańczę do upadłego. Muzyka jest ważną częścią mojego życia. Podobała mi się Amy Winehouse, dziś np. podoba mi się zespół Lemon. Słucham bardzo różnej muzyki. Czasem nawet zaskakuje swoje dzieci tym, że wiem, o czym one mówią rozmawiając o muzyce. Lubię dotykać życia. Jeśli coś mi pasuje – wchodzę głębiej, jeżeli czegoś dotknę i nie pasuje mi, to zostawiam i idę dalej.
A jak u Pani jest ze sportem?
(Śmiech). Generalnie jestem leniem. Ludzie mi nie wierzą, ale tak na prawdę jest. Kocham leżeć. Ze sportami jest u mnie średnio. Ogólnie rzecz biorąc jestem ruchliwą osobą, a więc aktywną. Kiedyś dużo biegałam, nawet osiągałam jakieś sukcesy. Nienawidziłam skoku wzwyż, bo bałam się, że sobie poobijam nogi o tyczkę. Sama nauczyłam się pływać. Siłownia – ok, przejdę przez te wszystkie sprzęty, ale jakoś mnie to nie wciąga. Ale muszę przyznać, że uwielbiam narty i kocham deskę. Deska jest po prostu fantastyczna.
Jak czuje się Pani w kuchni? Gotuje Pani?
Podobno umiem gotować i to, co ugotuję jest chwalone. Ale gotowanie nie jest moją ulubioną dziedziną. Wolę piec, ale to też nie jest moja pasja.
Czy ma Pani jakąś ulubiona potrawę?
Ja w ogóle lubię bardzo proste jedzenie, ale doceniam i te wykwintne potrawy. Lubię zupę ogórkową. Uwielbiam kapustę we wszelakiej postaci – bigosy, surówki, kapusta z zasmażką i bez. Przez całe życie nie jadałam śniadań, ale od jakichś dwóch lat się to zmieniło. Mam taki swój zestaw, najczęściej kasz. Smakuje mi kiełbasa bez skórki z pajdą chleba w ręku. A z ciast – te najbardziej tradycyjne – szarlotka, sernik, makowiec, najlepiej strucla i pączek zwłaszcza upieczone znakomicie przez moją nieocenioną teściową. Zawsze preferuję ciasto domowe. Ono bardziej mi smakuje niż najlepsze ciasto z cukierni. Nie jestem wymagająca, jeśli chodzi o jedzenie.
Lato minęło. Wielkimi krokami zbliża się jesień. Czy zdążyła Pani skorzystać z tegorocznej pogody?
Zdecydowanie tak. W tym roku byłam chyba już 24 raz w tym samym miejscu i od 20 lat w tym samym domku nad morzem w Sianożętach. Uwielbiam to miejsce. Tam na prawdę odpoczywam. Nie wyobrażam sobie innego miejsca. Tam co roku jedziemy całą rodziną. Jadę tam, gdzie lubię.
Czy jest takie miejsce, gdzie jeszcze Pani nie była, a chciałaby Pani pojechać?
Już nie tęsknie do podróży i do miejsc, w których nie byłam. Czasami mam tylko takie wrażenie, że może czegoś nie dotknęłam. Myślę, że takim miejscem mogłaby być Australia. Nawet już nie liczę, że tam pojadę. Nie Ameryka, nie Afryka, którą ludzie się zachwycają, ale to miejsce. Może dlatego, że daleko?
Czy czuje się Pani spełniona zawodowo?
Lubię pracować. U mnie jest tak – albo pracować na 100% albo leżeć – nie ma stanu pośredniego. Praca tutaj (w urzędzie) daje mi frajdę zrobienia czegoś dla innych. Są różne rodzaje satysfakcji, np.: kiedy powstają wielkie, piękne budowle. Ale mnie najbardziej cieszy spotkanie z kimś na ulicy, kto mówi ciepło o nas i naszych staraniach. Kiedyś w przychodni pewna pani powiedziała do mnie coś takiego: my kobiety bardzo cieszymy się, że pani tam jest w urzędzie, bo my bardzo panią lubimy. To coś przepięknego, coś, czego nikt mi nie zabierze. To jest bezcenne, bardzo podnosi mnie na duchu i buduje, jako człowieka, kobietę.
Najtrudniejsza decyzja w Pani życiu?
Decyzji w życiu podejmuje się dużo. Wydaje mi się, że trudna jest raczej sztuka uczenia się kompromisu. W życiu osobistym chyba nie miałam takich momentów, które mnie przerastały. Nie było jakichś trudnych, przełomowych decyzji. Natomiast w życiu zawodowym wszystkie decyzje wiążące się z personaliami, które dotykają osób, np. odwołanie kogoś – to najtrudniejsze decyzje z możliwych. Wtedy z jednej strony mam poczucie, że podejmuję decyzję jako osoba, ale z drugiej strony poczucie, że podejmuję decyzję jako urząd. Nigdy nie ma sytuacji czarno – białej. Nawet, jeśli jako ten urząd jestem pewna swojej decyzji, to zawsze gdzieś na dnie coś pozostaje, jakiś element niezadowolenia z samej siebie.
Czy jest coś, co chciałaby Pani zmienić w swoim życiu?
(Zastanowienie) Pewnie tak, ale musiałabym się długo zastanawiać nad tym, co chciałabym zmienić. Na pewno nie chciałabym cofać czasu. Zastanawiam się czy chciałaby być znowu młoda. Chyba nie. Myślę, że każdy ma swój czas. Być może w samej sobie szukałabym czegoś, co mogłabym zmienić. Może chciałabym mieć jakąś głęboką pasję.
Jakie wartości uważa Pani w swoim życiu za najważniejsze?
Przede wszystkim podstawową, bazową wartością w życiu jest lojalność. Miłość jest ważna, ale lojalność zależy w dużej mierze od nas, od naszej determinacji. Lojalność wobec innych i wobec siebie. Najtrudniej być lojalnym właśnie wobec samego siebie. Wydaje mi się, że dzisiaj tej lojalności jest za mało i to w różnych obszarach. To jest chyba wartość, która dla mnie jest najważniejsza.
Co w tej chwili jest dla Pani priorytetem?
Chciałabym, żeby moje dzieci były szczęśliwymi, dobrymi ludźmi. Chciałabym, żeby to ich szczęście wynikało z dobroci, z umiejętności pogodzenia się z życiem, żeby ambicje i chęci nie zdominowały tego, co najważniejsze. Z zawodowego punktu widzenia chciałabym, żeby te dziedziny życia, którymi dane jest mi się opiekować były mądrze zarządzane. Ważną kwestią jest biblioteka miejska. Brakuje im miejsca na robienie tego, co robią. Kolejna rzecz to modernizacja „Domu Chemika” – doprowadzić go do takiego stanu, aby był i fajnym, nowoczesnym miejscem, ale też miejscem elastycznym, bo to, co zrobimy dzisiaj będzie służyło przez kolejne lata. Następnie kwestia hali sportowej – czy modernizować tą, którą mamy, czy może budować nowy i większy obiekt. Ale ważne są dla mnie także bieżące sprawy, np. remont Miejskiego Przedszkola nr 18 i wiele innych, „drobnych” przedsięwzięć ważnych dla ludzi.
W jakich okolicznościach poznała Pani swoją drugą połówkę?
To prozaiczne. Poznaliśmy się z moim mężem na dancingu. Ja poszłam tam z bratem, a on tam był ze swoimi kolegami. Przeszliśmy ze sobą kawał drogi, bo przekroczyliśmy już 30 – tkę. Dzisiaj ludzie tak szybko się poddają, związki szybko się rozpadają. Myślę, że niezbędna do tego, aby tak długo razem iść, jest sztuka kompromisu. Tylko wspólnie z kimś jesteśmy w stanie coś zrobić. Dlatego te 30 lat mogę uznać za własny, osobisty sukces.
Woli Pani dawać czy dostawać prezenty?
Kiedy byłam młodsza wolałam dostawać. Ale teraz uważam, że większą frajdę sprawia dawanie. Uwielbiam prezent, ale wolę dawać, tym bardziej, kiedy prezent jest trafiony, albo wiem, o czym ktoś marzy.
Ulubiona pora roku?
Wiosna i lato i koniec. Ale z racji tego, że kocham narty i deskę, lubię pojechać na dwa tygodnie tam, gdzie jest bardzo zimno i szusować.
Najszczęśliwszy dzień w Pani życiu?
Tyle było szczęśliwych dni. Chyba przyjście na świat trójki moich dzieci. Każdy z moich synów rodził się w innym momencie mojego życia. Przyjście na świat dziecka zmienia nas zupełnie. Jest to ważne i piękne, to po prostu cud. Oczywiście utkwiły mi w pamięci inne piękne momenty, ale pamięta się je jak przez mgłę. Przyjście na świat dzieci było tym najszczęśliwszym przeżyciem. Nie wiem, jak będzie z wnukami. Podobno to też są piękne chwile i mam na nie nadzieję.
Dodaj komentarz