Rozmowy przy kawie

Rozmowy przy kawie

Wciąż mam cele do osiągnięcia

– rozmowa z Antonim Rękasem, dyrektorem Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Puławach

Zacznę od pytania, które nawiązuje do cyklu wywiadów – woli pan kawę czy herbatę?
Oczywiście herbatę. Na kawę umawiam się, ale rzadko ją piję. Raczej okazjonalnie. Uważam, że herbata jest po prostu zdrowsza od kawy. Ale w naszej kulturze przyjęło się, że idzie się raczej na kawę, a nie na herbatę.

Na co dzień pracuje pan na obiektach MOSiR – u. Ale można spotkać pana także na każdej imprezie, nawet podczas weekendu. Czy nie czuje pan przesytu?
(Śmiech) Większość osób marzy o weekendzie, szykuje się na jakiś mecz. U mnie jest trochę inaczej. Ja często czekam, kiedy po weekendzie będę mógł normalnie przyjść do pracy. Na naszych obiektach największe imprezy rozgrywają się właśnie głównie w sobotę, trochę w niedzielę. W ciągu roku jest ich naprawdę dużo. Należało by na nich być. A jeszcze wcześniej wszystko przygotować, potem posprzątać. Można powiedzieć, że ja tam przychodzę „z urzędu”. Więc znaleźć kilka wolnych sobót i niedziel w całym roku jest raczej ciężko. Czekam kiedy będę miał wolny weekend. Brakuje mi tego.

Z racji pracy zawodowej jest pan mocno związany ze sportem. A czy prywatnie uprawia pan jakiś sport?
Mam uprawnienia instruktora zapasów. Kiedyś ćwiczyłem zapasy w stylu wolnym. Zarządzanie wszystkimi obiektami sportowymi na terenie miasta zabiera sporo czasu. Ale staram się ruszać. Przez cały rok jeżdżę na rowerze – nie tylko w lecie, ale i w zimie. Już od 7 lat z puławskimi rowerzystami witam Nowy Rok na  narty biegowe. Poza tym żegluję.

Kiedy inni odpoczywają, oglądają mecz czy biorą udział w innej imprezie, pan cały czas jest w pracy. Mimo to zawsze tryska pan energią. Jak pan to robi?
Może aż takim pracoholikiem nie jestem. Wystarczy dobra organizacja własnej pracy i pracy innych. Najlepiej wypoczywam, kiedy wyjeżdżam bez telefonu. Niestety tak do końca się nie da. Na zregenerowanie sił wystarczy czasem kilka godzin, dzień czy dwa. Resetuję się na rybach, na kajaku, na rowerze i na grzybach.

Czy ma pan czas dla siebie, np. na jakieś hobby?
Moim hobby jest fotografia. W swojej kolekcji mam ponad 160 tys. zdjęć różnego rodzaju. Wiele zdjęć obiektów sportowych i okolic w różnych wydawnictwach promocyjnych jest mojego autorstwa. Zdjęcia robię różnymi aparatami, w różnych porach roku, w różnych porach dnia. Spojrzenie przez obiektyw pozwala na uchwycenie szczegółów, na które inni nie zawsze zwracają uwagę. Patrząc na zdjęcia można zobaczyć, jak coś się zmieniało. Mam np. zdjęcia z budowy nowego mostu na Wiśle, stadionu, z budowy Mariny. Na każdym z nich można porównać, jak to na poszczególnych etapach wyglądało i widzi się efekt końcowy.
Moim hobby jest też akwarystyka. Niestety nie mam dostatecznie dużo miejsca w domu, aby ustawić takie akwarium, jakie chciałbym mieć. Jestem też miłośnikiem motoryzacji. Lubię zrobić coś przy samochodzie, nawet ubrudzić się. Kiedyś miałem, ale teraz znów chciałbym mieć, samochód volkswagen garbus. Dlaczego? Bo to auto z duszą.

Angażuje się pan w wiele przedsięwzięć dla miasta. Jest pan rdzennym puławiakiem?
Nie. Pochodzę spod Zamościa. Ze względu na rodziców, którzy byli nauczycielami, mieszkałem w paru miejscach. A do Puław ściągnęła mnie moja żona. Właściwie wtedy jeszcze nie była moją żoną. To był koniec lat 70 – tych. Żonę poznałem właściwie w Dęblinie, dzięki koledze moich rodziców. Mieszkał w tym samym bloku, co my. Kiedyś przyszedł do moich rodziców i powiedział do ojca: „Słuchaj Józek, wiesz, jest taka fajna dziewczyna”. Potem moja przyszła żona przyszła do nas razem z nim. Popatrzyłem, pomyślałem – ładna dziewczyna, no i tak to się zaczęło. Zamieszkaliśmy w Puławach. Tu urodziła się moja córka i syn.

Czy w Puławach ma pan swoje ulubione miejsca? Gdzie oprócz stadionu, hali czy Mariny można pana spotkać?
Jeśli człowiek lubi fotografię i zmieniające się pory roku, to łącznie z tym pojawiają się ulubione miejsca. Lubię spacerować nad Wisłą. Lubię chodzić do parku i do miejskiego lasu i na ich przykładzie obserwować zmieniające się pory roku.
A tak naprawdę moim ulubionym miejscem są całe Puławy.

Czy można spotkać pana w kuchni? Gotuje pan?
O tak. Lubię czasami przebywać w kuchni. Jestem mistrzem w przygotowaniu kurczaka z kwaśnymi jabłkami i boczkiem. Przygotowuję go dla całej rodziny. Oprócz tego robię własną nalewkę – pigwówkę, wiśniówkę. W ubiegłym roku znalazłem doskonały przepis na pyszne konfitury z truskawek.

Zarządza pan zespołem na co dzień spotyka pan stale wiele nowych osób. Co drażni pana w innych?
Nie lubię kłamczuchów i ludzi, którzy się spóźniają. Człowiek, który popełnił błąd powinien potrafić schylić czoło i powiedzieć przepraszam, za to, co mówi i robi powinien ponosić pełną odpowiedzialność. Zawsze byłem punktualny. Jeśli jakaś impreza ma rozpocząć się o 10.00, to ma być o 10.00. Kiedyś mój szef powiedział, pamiętaj, ten kto się spóźnia, nie szanuje ciebie i twojego czasu. Nie lubię też sytuacji, jeśli ja do kogoś dzwonię, a on nie odbiera telefonu, a wie, że dzwonię w konkretnej sprawie. Uważam, że człowiek powinien być uczciwy, szczery, choć różnie się na tym wychodzi. Tym się w swoim życiu kieruję.

Co uważa pan za swój największy sukces?
Całe życie składa się z drobnych sukcesów i porażek. Trudno jest porównać pewne rzeczy w danym okresie czasu. Na pewno do prywatnych sukcesów mogę zaliczyć rodzinę i pracę. Rodzina, szczęśliwy dom rodzinny – nie każdy dziś ma na to szansę. Rodzina jest dla mnie wartością. Natomiast na polu zawodowym nie każdy ma okazję poznania tak wielu osób z życia społecznego, politycznego, ludzi z pierwszych stron gazet.

Czy czuje się pan spełniony zawodowo?
Myślę, że dobrze jest, kiedy człowiek ma jakiś cel w życiu. Jedne rzeczy człowiekowi wychodziły lepiej, inne gorzej. Ale patrząc na moje ostatnie lata, jestem z nich naprawdę zadowolony. Jestem absolwentem AWF w Poznaniu. Robię to, na czym trochę się znam, to, co bardzo lubię. W mojej pracy mam możliwość spełnienia się, pokazania innym tego, co robię, poznania wielu nowych ludzi, ściągnięcia różnego rodzaju imprez. To mnie bawi, to lubię i tym żyję. Z chęcią przychodzę do pracy, bo wiem, co chcę zrobić i jestem w swoim żywiole. Wciąż mam cele do osiągnięcia.

Ostatnio dużo mówi się o tym, że Puławom potrzebna jest nowa hala widowiskowo – sportowa. Jak pan patrzy na tą kwestię? Czy miastu rzeczywiście potrzeby jest taki obiekt?
Wydaje mi się, że podobnie, jak i w życiu, nie można mieć wszystkiego w tym samym momencie. Jako były radny wiem, jak wygląda sprawa podziału środków finansowych. Myślę, że my jako mieszkańcy nie do końca potrafimy docenić tego, co mamy. Gdzie indziej cieszą się, że gdzieś zostało położone 10 metrów chodnika obok przedszkola, że posadzili kilka drzew, że postawili parę ławek. A tak naprawdę przyjezdni zazdroszczą nam tego co się robi w naszym mieście oraz obiektów, które mamy. Co dzień odbieram telefony z pytaniami, jak my to robimy, że mamy tak zadbane boiska, że pięknie działa Marina. W tym momencie skończył się już okres, kiedy można było pozyskać środki unijne na infrastrukturę sportową. Puławom potrzebny byłby obiekt na miarę teraźniejszych i przyszłych potrzeb, mniej więcej od dwóch do trzech tysięcy miejsc. Na nową halę są potrzebne pieniądze, nawet 65 mln zł. A potem trzeba ją jeszcze zapełnić i utrzymać. Nowa hala jest potrzebna, ale jest też stara, prawie czterdziestoletnia. Jej remont może kosztować 12, a nawet 15 mln zł. I teraz pojawia się pytanie: czy remontować stary obiekt czy budować nowy. Chciałbym, aby miasto było stać na utrzymanie obu obiektów. Wiadomo, że jako dyrektor MOSiR – u, ale i kibic, chciałbym, aby takie coś powstało, aby Puławy stały się jeszcze piękniejsze. Ale nie wiem czy miasto jest aż tak bogate, aby móc sobie na to pozwolić w tej chwili.


Opublikowano

w

przez

Tagi:

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *